14 września 2011

Panie Piekara, kończ waść, wstydu oszczędź.

Piszę to do Pana wiedząc iż szansa iż Pan to przeczyta jest raczej w okolicy minimalnej, ale gniecie mnie to od dawna i muszę to z siebie wyrzucić.

Panie Piekara. Kończ waść.

Uprzejmie oznajmiam wszem i wobec, iż uwielbiam Pana, ubóstwiam wręcz rzekłbym. Aczkolwiek spieszę wyjaśnić iż nie o fizjonomię Pana mi chodzi, gdyż przedmiotem mego uwielbienia są Pana książki, historie, bohaterowie, powieści przez Pana pisane.

Uwielbiam je, czytać, posiadać, przeglądać, kupować i czytać po raz drugi, trzeci i nasty. Wręcz kocham czytać te je po raz pierwszy. Mniej istotne czy w wygodnym fotelu czy w tramwaju zaraz po zakupie. Uwielbiam delektować się fabułą, słowami układanymi przez Pana w zgrabne zdania.
Nie skłamię jeśli powiem iż Pana książki wciągają mnie niczym wir. Jeśli nieopatrznie zacznę je czytać nie mogę się oderwać. Czytam w każdej wolnej chwili, całkowicie pochłonięty. Pana pisanie, Panie Piekara, chwyta czytelnika w żelazne szpony i ni diabła nie chce puścić nim dobrnie się do końca.

I tutaj następuje rażenie gromem. Kubeł zimnej wody na nieopatrznego czytelnika wylany. Gdy kończymy książkę, mamy nadzieje na pointę podsumowującą wszystko, zamykającą klamrą historię nam opowiedzianą. A tu oczom naszym ukazuje się plugawe „koniec tomu pierwszego”, czy równie obmierzłe „część dalsza w następnym tomie”.

Nie mam nic przeciwko kolejnym tomom, zwłaszcza jeśli postaci, świat i książki są równie wciągające jak Pańskie. Ale na miecz Pana naszego, czemuż to miast kończyć dany wątek, ciąg jeden, zaczyna Pan kolejny kusząc znów czytelnika. Mamiąc go iż może tym razem tomów będzie niewiele, albo wszystkie zostaną wydane.

Niestety już kilkukrotnie dałem się tak okrutnie nabrać. Najpierw szanowny Mordimer mnie wciągnął, tom za tomem czytany po wielokroć. Ale w ostatnim tomie jaki posiadam jest jakże myląca informacja iż dalsza część będzie w 2007 roku. Mamy rok nieco dalszy a końca historii nie ma. Jest za to preludium do niej.

Również wciągające i również niedokończone.Jest i "Necrosis". Mroczne i ciężkie. Tako i tu jest tylko tom pierwszy. Jak mniemam z wielu lub co najmniej dwóch. Ale jest pierwszy i kropka. Weź czytelniku cierp i czekaj.

Tak więc bardzo proszę Pana, Panie Piekara. Weź Pan kończ, wstydu oszczędź.

Daj zasmakować końca. Dał ułożyć cały cykl na półce, wiedząc ile miejsca ostatecznie zajął. Ale wiem iż prośba ma raczej się nie ziści a mi przyjdzie kolejne książki kupować, pochłaniać łapczywie po czym żyć pełen nadziei iż kiedyś historii koniec dane mi będzie poznać.

Niniejszym uniżenie pozdrawiam i nad kunsztem kapelusza chylę.

PS. Wiem iż wiele książek wydał Pan jako osobne albo skończone cykle, nadal za nie skończenie tych niektórych powinien Pan cierpieć...

24 sierpnia 2011

Tragedia!!!

Stało się...

Jestem zgubiony.

Nic mnie już nie uratuje, dusza ma przepadnie w otchłani szaleństwa.

Kruki i demony wydziobią mój mózg (no niewiele ale zawsze).

Skazany jestem na potępienie, po wsze czasy przeklęty będę.

Przez własną głupotę pokutować przez wieki mi przyszło.

Znaczy... założyłem Książko-Twarz w języku wyspiarzy Facebookiem zwaną.

Wiem twierdziłem że nie bo nie i bo nie. Ale tylko krowa nie zmienia zdania, teraz muszę tylko jakoś okiełznać tego demona...

12 sierpnia 2011

Miuzik - oglądać czy słuchać

Są zespoły które się lepiej ogląda niż słucha, i takie które ogląda się przeciętnie ale słucha wybornie.

Przykład obiektu A
Słucha się możliwie
Ogląda (przynajmniej męskiej części populacji) wybornie ;)
(tak zespół składa sie z 48 azjatek...)
Oto AKB48





Przykład obiektu B
Słucha się wybornie
Ogląda... no na pewno nie dla urody zespołu
(tak zespół składa się z 6 brzydkich Niemców)
Oto Ramstein


Są piosenki które lubie słuchać głównie dlatego że najpierw widziałem je w teledysku. Czasem teledysk potrafi zepsuć fajną piosenkę a czasem jest na tyle ciekawy że ciągnie jakość piosenki w górę.

Obiekt C
Słucha się wybornie (czasem tylko dobrze).
Ogląda... na pewno ciekawie :)
(zespół składa się z 3 amerykanów + okazjonalne gwiazdy)
Oto The Lonely Island





26 lipca 2011

A imię jego Trzy De

Ostatnio niemalże wszystkie firmy mają na plakatach dumne i szumne 3D.

Oznacza to iż w filmie jest w najlepszym razie scena lub trzy które są „3D”. O ile film Avatar cały był robiony pod owy efekt co sprawiało jakieś tam wrażenie o tyle w innych filmach 3D jest dorzucane na sam koniec. Nie kręci się filmu myśląc jak to będzie wyglądać w owym trójwymiarze, po prostu daje się kilka scen magikom od efektów specjalnych i tyle.

Powoduje to że chcąc obejrzeć taki film siedzisz jak debil dwie godziny w okularach która ani nie są wygodne ani nie polepszają jakości normalnego obrazu. Siedzisz w tych pinglach tylko po to obejrzeć dwie sceny z efektem głębi.

Właśnie, dla mnie owe 3D zdecydowanie nie jest 3D. Obraz nadal jest płaski, ma tylko efekt tego że jest widać głębię i drugi czy trzeci plan. Może ja źle rozumuje ale jeśli coś jest trójwymiarowe to jak sama nazwa wskazuje ma trzy wymiary. Wysokość, szerokość i głębokość.

A to co widzimy w kinie to nie trójwymiar, to dwa wymiary sprawiające wrażenie że niby są trzy.

Trójwymiarowe jest dla mnie to:



A tak na prawdę 3D będzie dla mnie film który będzie można obejrzeć z każdej strony, i z każdej będzie wyglądał inaczej. Tak byśmy sami mogli decydować czy chcemy "stać i oglądać" scenę z przodu czy z tyłu.

Wiem że ogólnie marudzę, ale mam wrażenie że większość ludzi daje się nabić w butelkę. Po hasłem 3D ogląda filmy 2D, z kilkoma bajerami komputerowymi, z niewygodnymi okularami i płacąc za bilet więcej niż normalnie. Dlatego o ile film nie będzie robiony jako dedykowany pod efekt 3D (a tak na prawdę 2,5 D) - jak Avatar, gdzie przynajmniej płacę za multum efektów specjalnych. To moim zdaniem nie ma sensu płacić nieraz dwukrotnie więcej.

Pomijając fakt że istnieją kina 5D, ciekawe jak uzyskali piąty wymiar.
(tak wiem że chodzi o 5 zmysłów, ale co to ma do wymiarów??)



5D? WTF!?

PS. Tak przy okazji, Avatar mi się nie podobał, był nudny, przewidywalny, przegadany i zbyt cukierkowo komputerowy. Bleah...

15 maja 2011

Notatki są jakie każdy widzi...

Wykłady na studiach dzielą się na:
- Ciekawe
- Absorbujące
- Nudne
- Śmiertelnie nudne

Ciekawe powodują ze słuchasz z zainteresowaniem. Absorbujące uważasz bo to trudne lub jest dużo notowania. Na nudnych coś tam notujesz, ale bez przesady. Na śmiertelnie nudnych walczysz z sennością.

Ja na śmiertelnie nudnych nie umiem spać, ani czytać książki. Jakoś mi głupio spać bo zazwyczaj siadam (jak to krótkowidz) w bliskich rzędach. A książki nie czytam bo to kompletny brak szacunku. No i czasem nawet na śmiertelnie nudnych coś się notuje.
Tak więc wtedy zazwyczaj na odwrocie zeszytu albo między notatkami rysuję. Czasem bazgrze jakieś tam szlaczki czasem coś innego. Często, nawet na interesujących wykładach, by oznaczyć coś ważnego rysuje kreskówkową postać wskazującą ważny element mówiącą "ważne" etc.

Postanowiłem uwiecznić swoje "dzieła" :)
To zdjęcia z ostatnich kilku dni:


Na początek Angielski. Prowadzony powiedzmy że "tak sobie"...

Zakładka na początku przedmiotu:



W trakcie zajęć moje zdanie o tym że będzie dobrze zaczęło się zmieniać:







Ekonometria, zasadniczo nie było czasu na rysowanie, to powstało na przewie akurat. Królik z Miłego Dnia narysowany tylko po to by go wysłać mms-em :)




No i dochodzimy do najbardziej "płodnego" przedmiotu. Pominę nazwę. Zasadniczo nie był śmiertelnie nudny, ale nie było też bardzo co notować. Wiec co by długopis się nie nudził...

Seria z Królikiem, ogólnie pierwszy rysunek poniżej to pierwszy z całej serii z Królikiem. Trzy pierwsze były rysowane jeden niemal pod drugim, między notatkami.






Profesor mówił akurat o ostatnim kryzysie. Jak ktoś nie wie o co chodzi to niech poszuka w wujku Google: Tey+Kryzys.




Ot rysunek:



Królik przesyłany żonie :)



Ot głupawka:





Koleżanka obok rysowała drzewa i las w swoim zeszycie. Nie wiem czemu od razu przyszły mi na myśl pluszowe misie zombie...



Dalsze rozwinięcie tematu. Nie wiem jak to ma być z powyższym wspólne...


Ten narysowany specjalnie dla Dziadu z Lasu:



And now...

5 maja 2011

Stormboyz

Rysunek który zdziełałem do banerka drużyny do Blood Bowla.

2 maja 2011

Jak rozpoznawać rośliny, odc 12B

"Dawniej w Boże Narodzenie zawsze śpiewałem miłosne serenady, waląc się tępymi narzędziami po głowie."
Pan Profesor P.T. Patafian.



Oto rośliny które na naszej wspaniałej wyprawie w dniu wczorajszym uczyliśmy się rozpoznawać:

Numer 1

Modrzew





Numer 2

Kfiatek




Numer 1

Modrzew




Numer 37

Stary Ent




Numer 3

Modrzew




Numer 4

Nieco młodszy Ent




Numer 13

Kfiatus Predatoris




Numer 1

Modrzew




A teraz coś z innej beczki:

Numer 1

Edmund podczas podróży w nieznane




Dzisiejszy program sponsorowały cyferka 1 oraz słowa Monthy, Rododendron, Python oraz Modrzew.

Zdjęcia z Ogrodu Botanicznego PAN w Powsinie dzięki uprzejmości Profesora P.T. Patafiana.

26 kwietnia 2011

Miau...Miauem..

"Co to ja miałem? ... Dobrą pamięć..."
Gobas


Miałem napisać notkę. O shogunie 2 (grze znaczy), że fajny, że wciąga i że ciągle komputer mnie rozwala, szybciej czy wolniej ale rozwala.

Miałem napisać notkę o Harrym Potterze (Lego, grze takiej znaczy), że fajny, że wciąga i że przeszedłem tryb fabularny i mam tylko 40% ukończone!

Miałem napisać o tym że w Sekcie (czytaj pracy, to nie taka gra) jest dużo pracy, no wiem a co innego tam ma być. Ale jakoś ostatnio tak dziwnie sporo i do tego bzdurnej czasem (ale to moje subiektywne wrażenie).

Miałem napisać że w sumie ostatnio wróciłem do rysowania, co prawda z portretami czy rysowaniem martwej natury ma to mało wspólnego, więcej z komiksami, prostą kreską i głupawą treścią.

Miałem napisać iż byłem wczoraj na grillu i objadłem się jak prosiak (albo dwa), i że ciepło było i fajnie.

Miałem napisać iż widziałem wczoraj mieszkanie Sis mojej które własnymi ręcami szfagier dokańcza. I że szacun wielki bo szczękę zbierałem z podłogi. Choć jeszcze nie skończone to wszystko zaplanowane w najdrobniejszym szczególe i z pietyzmem (w pozytywnym sensie) zrobione.

Miałem napisać iż ostatnio mniej książków czytam bo jakoś za żadną mi się nie chce zabrać. Dopiero niejaki imć Dracula mnie na tyle wciągnął ze go kończę zaraz (tak wiem wstyd że dopiero teraz go czytam).

Miałem napisać... ale mi się nie chce i nie na pisze. O i tyle.

20 marca 2011

Znikający czas

"Beeessseeensu"- Gobas

Ostatni miesiąc zwany potocznie lutym zniknął dość niespodziewanie. Jakieś 20 razy zbierałem się by coś napisać (czyta to ktoś w ogóle?). Niestety-stety nastąpiła kumulacja rzeczy czasochłonnych.

- Była sobie sesja, na szczęście udana w 100%.
Bywało lepiej, bywało gorzej. Zasadniczo z wyników jestem zadowolony, zwłaszcza z oceny 3 z Analizy Ekonomicznej, owe 3 jest tym cenniejsze że ocenę wyższą niż 2 otrzymało tylko 30 z 150 :D Yeah!

- Odbył się sobie ślub Siostry, udany w 398%.
To pierwszy i na długo jedyny ślub oglądany z drugiego rzędu. Momentami bardziej wzruszający niż mój własny. Wesele chyba jedno z najlepszych na jakich byłem. Jak nie najlepsze :)

- Widziano szwendającego się mnie na niejakim kawalerskim już-Szwagra. Oczywiście odbyło się to przed ślubem nie po :) kolejna impreza na 100%. Pierwszy łyk absyntu (w temperaturze 50 stopni) - bezcenny.

- Zdarzył się zakup mebli które same się nie chciały złożyć, składanie udane w sumie na 99% (dziękować Kibit-San). Ten 1% to brak odpowiedniej długości śrub (made in Ikea) do uchwytów w szafie (made in Ikea). Przez co na razie jest miejsce na uchwyty bez uchwytów.

- Reszta standardowych zjadaczy czasu: Regularna Liga Blood Bowla, zakup przez Mżone Dragon Age 2, zakup przez Mua (jako prezent od Siostry) Shoguna 2 (Total War). Wiem.. oznacza to dużo bezproduktywnie straconego czasu przed komputerem. Nie mam nic na swoją obronę.

Nic to, wiosna idzie. Będzie ciepło, słonecznie i super :)

21 stycznia 2011

Prawie jak Van Gogh...

Zabawy z ołówkiem, piórem i GIMPem ciąg dalszy.

Efekt:



EDIT: Przy okazji okazało się że kolory na laptopie na którym to robiłem są nieco inne niż na normalnym monitorze, mniej nasycone :/ Musiałem poprawiać, mam nadzieję że wygląda to jakoś ok :)

15 stycznia 2011

10 stycznia 2011

50 cent

"Jeśli a oznacza szczęście, to a=x+y+z, gdzie x - praca, y - rozrywki, z - umiejętność trzymania języka za zębami." - Albert Einstein

Zarobiłem wczoraj 50,00 zł.

Wiem niedużo, na pewno nie tyle by przestać pracować w sekcie pracy. Ale jest to pierwsze zł zarobione przeze mnie za pracę inną niż dupogodziny za biurkiem jak dotychczas. Mianowicie sprzedałem swoje ilustracje.

Czyli teoretycznie nie jestem aż tak żałosny skoro ktoś to kupił. Przynajmniej tak sobie myślę ;)
Te konkretne były robione na zamówienie więc mogę przyjąć iż odpowiadały zamawiającemu skoro za nie zapłacił ;)

Oraz mam jakąś motywację by w nielicznym czasie wolnym zamiast przechodzić po raz drugi Fallouta:New Vegas powrócić do rysowania którym zajmowałem się przez sporą część dzieciństwa.

Tak więc mam tajny plan po jakiś 3-4 latach przerwy wrócić do rysunku. Jak na razie plan się powiódł :D

6 stycznia 2011

Galeria De La Żarcie

"Om nom nom nom..." - Ludzie (nie tylko) wszystkich ras


Mam dziwny zwyczaj fotografować komórką jedzenie które jem. Głównie po to by komuś wysłać mało inteligentnego mmsa.

Robiąc porządki na komórce znalazłem całkiem sporo nie skasowanych zdjęć tego co jadłem.

Oto chronologiczna (mniej więcej) galeria tego co trafiało do mojego (i nie tylko) pyszczka.

Obiekt 1
2008-08-30

Najstarsze zdjęcie jakie mam. Mające już w sumie 3 lata.
Koreczki i wafle hand_made które były serwowane na parapetówie u Nas :D




Obiekt 2
2010-06-26

Nie martwa ryba czyli własnoręcznie robione Sushi na kursie Sushi (a kurs owy był prezentem od przyjaciół, genialnym prezentem swoją drogą).




Obiekt 3
2010-07-30

Jedno z najlepszych dań po tej stronie kuli ziemskiej. Czyli pulpeciki z frytkami i żurawiną made in Ikea :D
Uwielbiam. Ilekroć tam jestem jest to punkt obowiązkowy. Jedyne co może mnie odwieźć od zjedzenia Pulpetów_Nad_Pulpetami to nadmiar ludzi na metr kwadratowy w okolicy jadłodalni.

Fretki dowiodły ze zakupując półprodukty irobiąc Pulpety w domu są one równie dobre :D (Pulpety, nie Fretki).




Obiekt 4
2010-08-06 (wieczór)

Kolacja ala Gobas. Dwie kanapki z ser+majonez+parówka+ketchup, drugie dwie z masło+banan+dżem+bita śmietana (taka z szpreja).
Moja wersja tego co uznaje za zdrowe na kolację.




Obiekty 5, 6, 7 i 8.
Od 2010-09-01 do 2010-10-01

To poniżej to jak wyglądają moje śniadania w sekcie khemm znaczy pracy:)

Płatki owsiane z musli (zalane po prostu gorącą wodą). Gęstość musi być taka by łyżka postawiona ani drgnęła.



Jogurt grecki/bałkański z bananem. Jest też wersja z jabłkiem i z płatkami owsianymi. Co najlepsze składniki zjedzone osobno są mniej sycące...








Obiekt 9
2010-10-12

Danie z Kompani Piwnej. Placek po węgiersku czy anormalnie duży placek ziemniaczany, pół kilo sosu z mięsem w środku. Nie wygląda groźnie, ale informuje iż talerz jest wielkości typowego talerza pod pizze. Czyli zdecydowanie większego od domowych talerzy. W Kompanii dają dania którymi się najadam i inni mego rodzaju tez by się najedli (Tsury, Ogry i takie tam).

3 stycznia 2011

Śnieg, zima, i nie to co zwykle.

Wokół śnieży. Mógłbym napisać to co wszędzie, że śnieg, że korki, że zimno. Mógłbym napisać o nowym roku, że będzie lepiej, że sylwester był udany. Że mam noworoczne postanowienia z których będzie dobrze jak dotrzymam połowy.

Ale nie napiszę.

Za to w ramach odskoczni od Pani Zimy i wszechobecnego duetu Jegomość Śnieg i Jejmość Zimno dowód na czyn jaki spotkał mnie już spory czas temu, gdy słońce grzało na dworze a trawa była zielona (w większości).

Otóż oto co ukazało się moim oczom gdy wróciłem po pewnej przerwie w trakcie pracy do pracy:

Preludium....



I groza w całej okazałości :)



Że też im się chciało :P

PS.
I na koniec, odnośnie poprzedniej notki, ilustracja polującego (na mnie) Śpika, widać jak za chwilę chwyci ofiarę w swoje szpony...