Tak się składa ze pod koniec roku zbiegiem różnych okoliczności siedzę w sekcie do umiarkowanie późnych godzin wieczornych. Na okoliczności składa się 1001 spraw do skończenia w bieżącym roku, rozliczanie czasu pracy i dyżur zwany infolinią zwany okazją-do-rozmowy-z-naszymi-drogimi-klientami.
Jaki by nie był tego powód, gdy się siedzi od rana do godzin wieczorynki potrzeba co jakiś czas jakiegoś kopa na rozruch. Nie wiem jak was ale mnie dopada Śpik gdzieś tak w środku dnia pracy. Gdziekolwiek ten środek by nie był.
Śpik to taki coś który w najmniej odpowiednim momencie dopada cię znienacka, otumania i ogłusza. Powoduje niekontrolowane ziewanie połączone z samoczynnym zamykaniem się oczu. Powieki wydają się z ołowiu, myśli krążą między neuronami z prędkością płynącego po kanapce miodu.
Obronić się przed przyjściem Śpika jest niepodobna. Atakuje podstępnie wybierając dogodny (dla siebie) moment. Dlatego trzeba być przygotowanym na ten moment.
Jednym z rozwiązań jest mieć przy sobie poduszkę, zamknąć się w pokoju i zdrzemnąć aż Śpik sobie pójdzie. Jednak jako że przebywam w Open Spejsie jest to rozwiązanie niestety dla mnie niedostępne.
Zresztą telefony od jakże-drogich-naszych-klientów skutecznie burzą wszelkie próby podsypiania.
Pozostaje mi się rozbudzić na tyle by Śpika przegonić. Czasem działa kawa czy przyjęcie kofeiny w dowolnej formie. Jednak jest to rozwiązanie krótkotrwałe. W moim przypadku działa, ale nie przegania Śpika na stałe. Chowa się on tylko w okolicy, gdy tylko ożywcza kofeina przestanie krążyć w żyłach atakuje ponownie z zdwojoną siłą.
Czasem pomaga przejść się po biurze, rozprostować skostniałe ciało. Działa to całkiem nieźle, nie da się jednak aplikować tego zbyt często. Krążenie po biurze bez celu nie wygląda podejrzanie dopiero po osiągnięciu odpowiedniego stanowiska, którego ja nie posiadam.
Pozostaje mi albo poddać się i wpaść w objęcia Śpika, lub zastosować ostateczną Śpikową broń zagłady.
Mianowicie Muzykę. Nie chodzi mi tu o brzdękające najczęściej nic ciekawego radio. Chodzi o Muzykę przez duże M. Duże, głośne M aplikowane bezpośrednio do uszu.
Zasadniczo im głośniejsza, żywa muzyka, im bardziej wwiercająca się w uszy, tym lepsza.
Dla mnie osobiście zawsze działa Metalica, Linkin Park, Korn, AC/DC ale również nieco miększe ale melodyjne dźwięki jak Backstreet Boys.
Że to boysband? Wiem. Że to miałkie? Wiem. Wiem że to popowe, kolorowe i dziewczęce. Co ja poradzę na to ze mnie rozbudza :)
Do tego dzięki/ przez Żonę zaraziłem się również boysbendami w wydaniu azjatyckim. Miałkie to i melodyjne, ale działa.
Poniżej próbka tego co ostatnio dźwięczy mi wieczorami w uszach. To rodzaj prostej melodii która wbija się w mózg i ciężko się jej pozbyć.
Osoby reagujące alergicznie na Azjatów albo na boysbandy niech czują się ostrzeżone i nie słuchają poniższego. A poniższe lubię słuchać nie oglądać :)
1 komentarz:
Też mam słabość do tej piosenki, ale przez rok straciła na mocy :)Nawet nieźle brzmią na dzwonku z tym rigi ding dong'iem ;P
Prześlij komentarz