No właśnie, w ramach sezonu kolejny znajomy (tym razem Tomasz :)) dał się złapać i się żeni. A raczej już się ożenił.
Byliśmy na weselu i ślubie razem z Misiem oczywiście, do tego przywiało z nami tam Fretki (bez swojego Lichonia lat 2,5), Pietię, Christofa i Goro&Tess.
Ślub był w nowym i dość dużym kościele. O ile sama budowla nie przypadła mi do gustu (wole stare kościoły nie nowomodne) o tyle sam ślub był ładny. Pannie młodej trochę łamał się głos a Pan młody mówił z przejęciem. Do tego jego uśmiech mógł sugerować kilka butelek valium zażytych po kryjomu (aczkolwiek całkiem prawdopodobne, że to było ze szczęścia). Całość przebiegła sprawnie bez jakiś długich nudnych wywodów.
Potem było wesele. Dużo ciotek, wujków i inszej nie znanej mi rodziny. Miejsce sympatyczne, orkiestra niezła (no poza wodzirejem który czasem przesadzał). Wódki dużo, jedzenia też zresztą :) (no jedna uwaga, mój rosół był zimny). Niestety nie byłem do końca ze względu na odchorowywanie choroby (dosłownie).
Ale widać było, że mimo zamieszania wokół siebie Państwo Młodzi byli po prostu szczęśliwi tym co ich właśnie spotkało.
I chyba o to chodzi.
PS. Obrączki ładne, a impreza "afterparty" dwa dni później w Paradoksie jeszcze lepsza :)
1 komentarz:
Ściśle rzecz ujmując, Licho jest lat 2,0, nie 2,5:)
A poza tym się zgadza.
Prześlij komentarz