31 grudnia 2009

Dużo, tanio... ssie...

"Tylko głupcy się nie zmieniają."

Gabriela Zapolska


Stwierdziliśmy, że zamiast marketu do którego jeździmy niemal zawsze pojedziemy do tego dalej, w którym dawno nie byliśmy. Mieliśmy przeświadczenie, że skoro to dalej, i niby większe to na pewno lepsze. I na pewno jest lepszy wybór jogurtów i serków niż tam gdzie zawsze, bo te już się nam nieco znudziły.

Cóż, złudne były nasze nadzieje. Okazało, się że siła przyzwyczajenia jest wielka. Dla nas nic nie leżało tam gdzie powinno, wszystkie działy były nie tam gdzie powinny, asortyment był mniejszy. Ludzie się bardziej pchali i było bardziej gorąco. Ogólnie, ssało.

Ciekaw jestem ile z tego wrażenia to autentyczna różnica a ile jedynie się nam wydawało. O ile różnice w asortymencie chyba jednak były na niekorzyść "nowego" sklepu to fakt iż wydawało się nam, że nic nie stoi tam gdzie powinno to tylko przyzwyczajenie do takiego a nie innego ułożenia działów.

Nic to, wróciliśmy z wyjątkowo małymi zakupami bo zniechęceni tym, że wszystkie szukaliśmy dwa razy dłużej kupiliśmy tylko podstawowe rzeczy i uciekliśmy do domu.

Następne zakupy robimy tam gdzie zwykle.

24 grudnia 2009

Dzingyl Benz III

To już trzecie życzenia świąteczne na tym blogu :)

Tak więc życzę wszystkim spokoju ducha i zdrowia.
I tyle, gdyż mając to stać nas na zdobycie wszystkiego innego.

Oraz "tradycyjnie" kórliki świateczne (tradycyjnie względem poprzednich świątecznych notek).

3 grudnia 2009

Humanum Błędum Optimum II

"Wyobraźnia jest ważniejsza od wiedzy."
Albert Einstein


Z cyklu o tym czym ludzie potrafią nas zaskoczyć (sytuacja autentyczna):

Pięciolatek i Ośmiolatek oglądają książkę w stylu „Kraje Europy”.
Zatrzymują się na jednej z stron.
Pięciolatek – O, to Chorwacja.
Ośmiolatek, poważnym głosem – A czy ty wiesz że Chorwacja nie należy do Unii Europejskiej.
Pięciolatek, pełen oburzenia – Oczywiście że wiem, że Chorwacja nie należy do Unii Europejskiej.

Mina matki słyszącej rozmowę – bezcenna.

Cóż, przyznam ze sam nie wiedziałem iż Chorwacja jest w Unii. Sprawdziłem, nie jest kurde mol.
Nic to, nadzieja w naszej młodzieży.

Notkę sponsorowały literki U, E dumna z siebie cyferka 5.

30 listopada 2009

Czajnik Zagłady znów Atakuje, czyli pandemonium paranoi opisanie.

"Świńska grypa szkodzi płucom"
Nagłówek pewnej gazety


Nawiązując do cytatu… jakby normalna grypa wpływała dobroczynnie na płuca.

Gazety i media (oraz ludzie wymyślający reklamy) uwielbiają rzeczy oczywiste sprzedawać masom ludzkim jako coś nowego, szokującego albo nie daj Boże promocyjnego.

Rozumiem że nowa cyferkowa grypa jest szkodliwa, ale normalna też. Tak jak gruźlica, zapalenie płuc, ospa i wiele innych chorób. Nie leczone na czas mają poważne powikłania a nieraz prowadzą do śmierci.

Smutne jest to iż z jednej strony media podsycają paranoję na temat grypy. Jeszcze smutniejsze to iż ludzie w to wierzą.

Nikomu nie życzę zachorowania na świńską grypę, jak i na żadną inną zresztą, niezależnie czy ona jest świńska, ptasia czy jakakolwiek inno zwierzęca.

Dzięki takiemu podsycaniu strachu jest się świadkiem potem następujących zdarzeń:
(to nie zdarzenie hipotetyczne, ale widziane przez Mua na własne kaprawe oczka).

Miejsce zdarzenia, duży market, multum ludzi, gorączka niedzielnych zakupów.
Kolejka do kasy.

Uczestnicy tragedii: Kupująca szt 1. Taśma z zakupami i wyjątkowo dużo folii.

Niby nic dziwnego w owych zakupach owej kupującej nie było. Ot, dużo rzeczy w wózku.

Podczas obserwacji procesu nakładania zakupów na taśmę, docierało do mnie powoli, coraz więcej faktów psując harmonię tego niby zwykłego obrazka.

Fakt pierwszy: Pani miała każdy produkt w osobnej, małej plastikowej torebce (takiej jak to w marketach na warzywa).
Nieliczna część rzeczy była pakowana po 2-3 sztuki. Dotyczyło to nie tylko warzyw, ale butelek mleka, puszek, słoików, wszystkiego. Każdy z produktów był w osobnej torebce. Jako iż produktów było ok 20-30 to i torebek tyle samo.

Fakt drugi: na rękach owej Pani również znajdowały się owe torebki. Pani brała wszystko przez nie, kładła na taśmę i z niej zdejmowała cały czas mając torebki na rękach. Prawie jak rękawiczki.

Fakt trzeci: cały wózek był owymi torebkami wyłożony, szczelnie każda ścianka obłożona. Oczywiście poza torebkami z produktami. To była osobna warstwa.

Fakt czwarty: na koniec całej operacji wyłożenia i zdjęcia z taśmy do wózka produktów, Pani zdjęła „rękawiczki”. Wyjęła z portfela pieniądze i przyjęła resztę z powrotem od kasjerki.

I tu mnie coś zastanowiło. Jeśli bała się wszystkich zarazków (bo co innego ta szopka) to czemu zdjęła „rękawiczki” dając i przyjmując pieniądze. Żadna to nowość że gotówka krąży wśród ludzi i zasadniczo na czym jak na czym ale na niej na pewno jest od groma bakterii wszelkiego rodzaju.

Nie wiem co było przyczyną takiego zachowania owej kobity. Mam tylko nadzieję, że nie wiara w media i informacje w nich zawarte.

Odnośnie tytułu i treści notki:

Kliknij tu by poznać prawdę....

Ehhhh...

20 listopada 2009

Humanum Błędum Optimum

"Mylić się jest rzeczą ludzką"
Seneka Młodszy


Sytuacja z życia wzięta z mojej Sekty*:
"
- Klient (po otrzymaniu dokumentów) - Nie wiem co to jest to 56 PLN, co Państwo tak nazywają? Przyjmijmy że to złotych, że tak nazywacie złotówki.
- Pracownica (zdębiawszy) - To nie nasz wymysł. To jest oznaczenie złotówek.
- Klient - Gdzie niby tak jest? No jeśli wy sobie tak oznaczyliście to niech będzie"

No Comments...Klient był (jest?) osobą starszą co nieco, ale bez przesady...


*Sekta - Czyli coś nazwał tak Christof, potocznie moja praca.

Żadna pracownica nie ucierpiała (nadmiernie) podczas tej rozmowy, w przeciwieństwie do jej nerwów i czasu (który minął bezpowrotnie).

Notkę sponsorowały literki P, L i nieco nieśmiało literka N.

15 listopada 2009

Kroniki Goblina Anomina

"Zdechnę ja i pchły moje! "
Henrikus Sienciewiczus

Dawnymi czasy... miałem więcej czasu.

Taaa, właśnie czas to ostatnio u mnie towar deficytowy. Zabierają mi go:
- nadgodziny w Sekcie (jak Chris nazywa moją pracę)
- Studia II ostatnie starcie
- Paskudny I Wstrętny Imć Komputer - Prince of Persia i Wiedźmin sami się nie przeszli

Tak więc na insze czynności czasu jest mniej niż więcej staram się jak dobry osobnik wielofunkcyjny robić kilka rzeczy na raz. Np. gram na komputerze i w czasie ekranów Load czytam książkę. Jak oglądam z Wife'm film to w trakcie maluje figurki. Przez ostatnie sporo filmów moja armia orków nabiera kształtów.
No to zdjęcia chlup:
* (w opisach może być nieco bełkotu dla nie których, nie przejmować się tym :P)
** (nie są to efekty finalnie, to jeszcze troche... czasu.. zajmie)
*** (jak wy klikać w ten zdjęcia to one być większe)

Szef wszystkich szefów czyli Główny Boss

Lost Boys, Orcs, Work In Progress


Mądra Ork, czyli szaman (zrobiony z części wszelakich)

Lost Boys, Orcs, Work In Progress


Machiny Destrukcyi i Zniszczenia wszelakiego Rydwanami pospolicie zwane

Lost Boys, Orcs, Work In Progress

Lost Boys, Orcs, Work In Progress


Chopoki Orkami zacnymi zwane, mąciwody, hultaje i nicponie

Lost Boys, Orks, Painting, Work In Progress

Lost Boys, Orks, Painting, Work In Progress


Oddział Ogrów, towarzyszy Orków wszelakich, którzy z bratnią pomocą mniejszym przyszli

Lost Boys, Ogres, Work In Progress

Lost Boys, Work In Progress


Gobliny, jeno nieco zwariowane (konwersja goblinów robiących za Squig Hoppersów)

Conversion, Goblins, Looneys, Lost Boyz, Work In Progress


Galeryja cała na Dakka Dakka miejsce swe znalazła, ludzi (i nie tylko) wszelakich przeto zapraszam do zajrzenia w miejsce owe:

Miejsce Owe

Artykuł sponsorowały literki Dakka i Dakka

14 września 2009

Ave, Caesar, morituri te salutant...

"Remember, remember the Fifth of November,
The Gunpowder Treason and Plot,
I know of* no reason
Why the Gunpowder Treason
Should ever be forgot."


Rocznice - ludzie je uwielbiają.
Uwielbiają świętować wszelkie rocznice wojen, bitew, kolejnych odzyskanych i straconych niepodległości. Urodziny i śmierć dziesiątek co słynniejszych postaci.

I o ile mogę zrozumieć rocznicę wydarzeń upamiętniających czyjąś odwagę, poświęcenie czy narodziny kogoś wybitnego to wszelkiego rodzaju "nowe święta" mnie zadziwiają. Dzień bez papierosa, dzień bez samochodu, dzień bez majek itp.

W ramach coraz głupszych pomysłów proponuje świętować urodziny Paris Hilton (a co za życia też może być) czterodniową imprezą, każdy 3 czwartek miesiąca ustanowić na cześć Ibisza "Dniem z solarium" a 34 stycznia na cześć bohaterki Joli Rutowicz dniem "Bez Muzgu".

Mimo tego że mówię to z aronią to jestem pewien, że w naszym pięknym kraju znaleźli by się ludzie którzy by chcieli brać w tym udział albo oglądać to w telewizji (przerywane reklamami co 4 minuty). Cóż upodobania człowieków nie zmieniły się od wieków: Chleba i igrzysk.

PS: Jedyny teleturniej jaki bym obejrzał w telewizji to "Gwiazdy na Arenie". Walka Cichopek vs Herbuś walczące na piły spalinowe to by było coś!

5 września 2009

Moje boje....

Podróżowanie to najwspanialsza rzecz na świecie.
Homer


Potrzebowałem zaświadczenia o braku przeciwwskazań do podjęcia nauki na studia. Proste niby. Od świstek. Udałem się najpierw do lekarza którego mam opłaconego w pracy. Blisko i myślałem, że szybko. Nic bardziej mylnego. Poinformowano mnie iż owszem takie zaświadczenie wydawali ale w zeszłym roku. W tym nie podpisali umowy z kimś tam (NFZ czy ministerstwo.. ciort wie) i takich zaświadczeń nie dają. Ale pani Doktor postanowiła mi pomóc i dała adresy i telefony do dwóch placówek, które owe zaświadczenie wydają.
Dodzwonienie się do owych placówek to opowieść na inny dzień, kiedy już mi się udało dowiedziałem się że iż owszem takie zaświadczenie wydawali ale w zeszłym roku. W tym nie podpisali umowy z kimś tam i takich zaświadczeń nie dają.
Ale będąc miłą Pani w jednej placówce podała telefon do takiej która na pewno w tym roku wydaje zaświadczenia.
Po dodzwonieniu się w kolejne już miejsce dowiedziałem się iż owszem takie zaświadczenie wydawali ale w zeszłym roku. W tym nie podpisali umowy z kimś tam i takich zaświadczeń nie dają.
Zaczynając powoli być zdesperowany zapytałem ludzi z pracy. Miły kolega powiedział iż zaświadczenie w zeszłym roku brał w przychodni wojskowej, i w tym pewnie też dają.

Wziąłem dzień wolnego, udałem się do przychodni wojskowej. Pani na rejestracji powiedziała ze oczywiście, że dają takie zaświadczenie, tyle że w medycynie pracy. Blok B, pokój 334. Nieco trwało aż znalazłem rzeczony pokój. Na nim piękna drukowana i laminowana cudnie kartka:

_______________
Wizyty Tylko Po
Telefonicznej
Rejestracji
Tel: 66 66 66
_______________

Niewiele myśląc (to dla mnie normalne) zadzwoniłem stojąc kilka metrów od drzwi. Odebrała miła Pani pielęgniarka i oznajmiła mi iż owszem takie zaświadczenie wydawali ale w zeszłym roku. W tym nie podpisali umowy z kimś tam i takich zaświadczeń nie dają. A przynajmniej nie jak to ujęła "komercyjnie".

Próbując uzyskać przeklęty papierek udałem się do swojej przychodni, może by i takie zaświadczenie wydali ale musiałbym poczekać od 13:00 do 17:00 aż mnie Pani Doktor przyjmie, nie jej akurat wina bo ilość babć w przychodni była zatrważająca.

Koniec końców za radą Wife zadzwoniłem do przychodni która wizyty ma dość płatne z naciskiem na dość.
Miła Pani poinformowała mnie iż owszem takie zaświadczenia wydawali .... i nadal wydają.

Uffff... Zapisałem się na poniedziałek... jeszcze zaświadczenia nie mam, ale jest już blisko (mam nadzieję...).

3 września 2009

Krótka notka o Polconie

"Veni, vidi, vici."
Juliusz Cezar

"Polcon 2009: Byłem, widziałem, zmokłem."
Goblin


Pierwsze wrażenie: Pada.

Drugie wrażenie: Nadal pada.

Trzecie wrażenie: Czemu w łodzi nie ma oznaczeń czegokolwiek? Polcon miał baner informujący gdzie jest... jeden mały tuż przy wejściu jak już go znalazłeś... :/

Czwarte wrażenie: Dużo znajomych i w środku o dziwo nie pada.

Piąte wrażenie: Że tak zacytuje "Cztery bloki, dziesięć paneli i nic ciekawego".

Szóste wrażenie: Część sklepowa fajna ale jakoś tylko jedno stanowisko wywołuje chęć kupienia wszystkiego.

Siódme wrażenie: Na zewnątrz o dziwo nie pada ale mokro i dobra pizza.

Ósme wrażenie: Panel o autorskim systemie, nauczyłem się co to k6+1 i czemu jest lepsze od k6. I niewiele więcej.

Dziewiąte wrażenie: Panel o wampirach, i jak je wykrywali Słowianie i czemu wszędzie widzieli działalność demonów (jak niektóre partie polityczne dziś). Bardzo dobre dziewiąte wrażenie.

Dziesiąte wrażenie: Panel o anime nieco ambitniejszych (bez cycków i głupich żartów - zdrada!). Dobre dziesiąte wrażenie.

Jedenaste wrażenie: Pociąg do domu super, mięciutki, szybciutki, cichutki. Mega wrażenie.

Ogólnie. Było możliwie, ale powinno być więcej niż możliwie. W końcu to Polcon goddamned.

Trochę dziwnie, że lepsze wrażenie sprawiło PKP niż Polcon 2009....

9 sierpnia 2009

The One Ring....

"...One Ring to rule them all, One Ring to find them,
One Ring to bring them all and in the darkness bind them..."

Lord of the Rings


7 czerwca 2009

Notka kontrolowana, notka kontrolowana....

" - Witam cię Panie Ciemności, mroczny władco, królu piekieł.
W zamian za mą duszę pragnę zyskać siłę ludów północy, wiedzę mędrców wschodu, bystrość umysłu odkrywców z zachodu i sprawność męską dzikich z południa.
- NĘDZNY ŚMIERTELNIKU, PYŁKU NĘDZNY, MOŻESZ OTRZYMAĆ TO WSZYSTKO ALE NA NIC MI TWA DUSZA.
- Czego więc pragniesz, o najplugawszy z plugawych, najokrutniejszy z okrutnych?
- ODDAJ MI SWÓJ PESEL!"

"Diabeua i Alchemyka rozmowa przeze mnie spisana." - Harmoniusz Bibułka


Jakiś czas temu nasz ZTM (czyli tramwaje i aftobusy miejskie) promuje nową kartę miejską. Która ma zastąpić dotychczasowe bilety miesięczne i wyeliminować konieczność posiadania dodatkowego dokumentu ze zdjęciem.
Podczas procesu składania prośby o taką kartę należy podać swój numer PESEL.
Co w tym dziwnego? Dla mnie nic. Numer pesel pozwala jednoznacznie określić czyja to karta, kto składał podanie etc etc. Zbigniewów Kowalskich* jest więcej niż jeden ale każdy PESEL jest unikatowy.
I pewnie przeszło by to bez echa gdyby komuś (klientowi) się to nie spodobało. Bo zaraz zaczął drążyć, "a po co, a na co, a nie dam". I rozpętała się burza.
Urząd ochrony danych osobowych itd zaraz zaczął się wymądrzać, że sprawdzi że skontroluje, że ciężko pracuje (coś muszą wykazywać bo by wyszło że robią nic).
ZTM od komentarzy się wstrzymała.

Ogólnie rozumiem dociekanie owego osobnika (osobniczki?). Tyle, że ci sami ludzie który oburzają się o konieczność podania numeru Pesel rozdają swoje dane osobowe na lewo i prawo. Na serwisach w rodzaju nasza klasa, grono etc, ludzie podają swoje numery telefonów, adresy i co jeszcze się chce.

Ci sami ludzie podpisują wszystko co im się podsunie bez czytania. Biorą kredy/raty/podpisują umowę o np. telefon. Konia z rzędem temu kto umowę taką przed podpisaniem przeczytał. I nie chodzi mi tu o przejrzenie i zerknięcie czy się nie pomylili w nazwisku, chodzi mi o przeczytanie od deski do deski.
Taka prawda, że ja również, choć staram się wczytać w taką ostatnio pewnie niuanse w własnych ratach wyłapałem czytając umowę dopiero na spokojnie w domu (po podpisaniu of kors...).

Cóż ale jak widać, w naszym wspaniałym kraju cokolwiek nie wymyślisz komuś na pewno będzie przeszkadzać, ktoś na pewno będzie życzliwy i doniesie gdzie trzeba. No chyba że bijesz żonę popołudniami, chlejesz jak świnia codziennie, albo jesteś miejscowym rozrabiaką. Wtedy ci sami ludzie jak już cię posadzą/ skarzą w zawiasach/ zamorduje cię żona i prawda wyjdzie na jaw stwierdzą przed kamerą pani dziennikarce:
"To taki spokojny człowiek był, nikt nie widział że tam coś się dzieje".

No tak, nikt nic nie wiedział, poza Malinowską** spod 5-tki.

* oraz ** - wszelkich Zbigniewów Kowalskich oraz wszelkie Malinowskie spod 5-tki z góry przepraszam, bo pewnie na mnie też mają coś w swoim zeszycie wejść i wyjść....

4 czerwca 2009

Pożeczki do kontrolowania umysłów mas...

" Skrzydło nietoperza, krew żaby,oko jaszczurki i włos człeka mężnego.
Dwie uncje prochu, cztery popiołu z liścia dębowego.
Siedem kropli rosy o północy zebranej.
Trzy po trzy łzy panny zakochanej.
I by mieć siłę i wigor jak za młodu,
Dorzucamy trzy kwarty glutaminianu sodu."
Almanyach Mikstur Wszelakich - Harmoniusz Bibułka


"Nie jedz tego świństwa, to czysta chemia!"
Takie oto słowa usłyszałem ostatnio trzykrotnie, w pracowej kuchni podczas przygotowywania w kubku jedzenia z torebki. Wielkie było moje zdumienie gdyż nie przygotowywałem zupki Vifon "Chińskiej" czy zupy pomidorowej z torebki. Nic z tych rzeczy. Przygotowywałem sobie płatki owsiane na mleku.
Zdziwiony pytałem więc: "Jaka chemia? Tu są tylko płatki i mleko w proszku". Jednak moje rozmówczynie nadal były przekonane, że to co jem skróci mi życie o jakieś 5 lat.
Choć ogólnie nie przeczę że chemiczne zupki chińskie jadłem nie raz to od dłuższego czasu raczej tego nie robię. Raz że ciężko się tym najeść, dwa że owa owsianka z owocami smakuje mi bardziej niż "Kaczka łagodnie" z Radomia.
Tak więc, za pierwszym razem uznałem, że moja rozmówczyni nie wiedziała co jem, widząc torebkę uznała że ma to w sobie kilka E900.
Jednak gry drugi raz powiedziano mi to samo (podczas przygotowywania takich samych płatków tyle, że z innymi owocami), me zdumienie było wprost proporcjonalne do rosnącej irytacji.
Tak więc pokusiłem się by na głos, wszem i wobec przeczytać skład owej torebki. Piszę w tej chwili z pamięci ale było to w rodzaju: Płatki owsiane, mleko w proszku, liofilizowane owoce (czyli suszone).
I znów moje rozmówczynie nie były przekonane, raz twierdziły że owa liofilizacja to na pewno chemia, dwa że na pewno nie napisali tego co tam wrzucili.
Uwielbiam w ludziach ten upór i wspaniałą umiejętność dostosowywania faktów do swojej teorii spiskowej.

Oczywiście moje rozmówczynie ignorują fakt iż codziennie wypijają litry kawy, która jest właśnie liofilizowana (czytaj. rozpuszczalna). Oraz fakt iż w dzisiejszych czasach kontroli i ogólnej paranoi odnośnie sprawdzania wszystkiego producent siliłby się umieszczać w zupkach chińskich jakąś tajną i mroczną substancję (pewnie do kontroli umysłów...).

Choć po prawdzie umieszcza, może nie do kontroli umysłu (czasem może i szkoda) ale do "wzmacniania smaku i zapachu". Czyli glutaminian sodu. Uczeni sami nie wiedzą czy w dużych ilościach jest czy nie jest szkodliwi. Ale ci sami uczeni raz twierdzą,że jajka to morderstwo bo cholesterol a chwilę później twierdzą że są błogosławieństwem bo obniżają cholesterol.

Tak czy inaczej akurat glutaminianu sodu w moich płatkach nie było. Prędzej liofilizowane porzeczki wpływające na umysł (będą mną sterować kosmici...).

12 maja 2009

Which Vampire Clan Should You Belong To?









Mysterious and a scholar, you are a member of the Tremere clan. You are pretty loyal to your clan, well, you sort of have to...especially since you are blood-bonded to most of them. You are the intelligentsia of the Camarilla and are fascinated with the occult. Possessing the ability to use blood for magic, many clans don't like to approach you. However, that is fine with you. You tend not to trust the other clans anyway.

What Vampire Clan Do You Belong To?

10 maja 2009

Lubię...

... banany
... gry komputerowe
... góry
... kotlety mielone
... gry Role Playing Games
... koty
... maliny
... gry planszowe
... pluszaki wszelkiego rodzaju
... temperaturę powyżej 10 i poniżej 34 stopni na dworze
... pączki z lukrem zamiast cukru pudru
... gry bitewne
... spać do 10 w weekend
... horrory
... filmy klasy W
... czytać książki
... głupie posty o niczym, takie jak ten.

8 maja 2009

Ślubowy element fantastyczny +7 of Deathly Darkness

Podobno by w małżeństwie mieć szczęście, spokój etc etc trzeba mieć coś nowego, coś starego, coś pożyczonego, coś czerwonego etc etc. Tak więc w ramach tego etc ja postanowiłem mieć coś fantastycznego by w małżeństwie mieć dobrze rzuty kostkami, dużo punktów życia, niezłe rzuty obronne i porządne miniony (zwane czasem mylnie dziećmi).

Oto Ślubowy element Fantastyczny mój czyli Goblina :)








3 maja 2009

Infinity - Robale moje

Ostatnio znów co jakiś czas maluję figurki, jak zwykle mam ambitny plan nie mieć żadnej niepomalowanej, straszącej srebrnym metalicznym kolorem. Druga część planu była taka by pomalować te figurki choć na jakiś poziomie, bez Speed-Paintingu (a przynajmniej bez maksymalnego speed-paintingu). Jako, że wcześniej malowałem drużynę elfic miałem ochotę na malowanie czegoś odmiennego niż 11 takich samych uniformów :)
Wziąłem się za swoje Infinity. Dokładnie armię obcych.
Najpierw nie mając pomysłu na schemat malowania zgodnie z tym co poradziły mi ludki na forum przeglądałem zdjęcia normalnych robali wszelakich, od modliszki przez wszelkiego rodzaju chrząszcze po jakieś pajęczaki. Jako że modele obcych które miałem malować są właśnie takie insektowate nadawało się idealnie.
Oto co mnie wyszło :)

Robal numer 1.







Robal numer dwa.







I na koniec duży robal numer 3. Jest na tyle duży że ciężko go było objąć jednym zdjęciem :)







W kolejce czeka jeszcze na mnie jakieś 50 orków do Warhammera 40k, 40 modeli z Warzona, armia do Flames of War, armia do Warhammer Ancients... Ehh.. ale zawsze 3 modele pomalowane :)

30 kwietnia 2009

Kondycja

W naszej szanownej firmie organizują turniej piłki nożnej. Tak więc pomyśleliśmy iż gorsi od innych nie będziemy i zgłosiliśmy się do udziału.
W związku z powyższym postanowiliśmy trenować, co by nie paść na turnieju trupem.
Zebraliśmy się na Olimpii, pełni werwy i energii. Jakieś 15 minut później nasza energia była gdzieś w okolicy Kazachstanu a nasza kondycja leżała kwicząc na ziemi i usiłując złapać choć trochę powietrza

Cóż, zgodnie z naszymi przewidywaniami okazało się iż siedzenie przed komputerem i praca biurowa nie wpływa dodatnio na zdolność do biegania za piłka.

Tak więc początkowo mieliśmy mocne postanowienie grać na całym boisku szybko się skończyło na graniu na połowie. Biegania było mniej i na krótsze dystanse.
Aczkolwiek po kolejnych kilkunastu minutach gry grało nam się lepiej. Nasza kondycja przypominała sobie jak to jest biegać a nasze mięśnie przypominały sobie iż kiedyś coś takie już robiły.

Cóż, niezgodnie z naszymi przewidywaniami okazało się iż z graniem w piłkę jest jak z jazdą na rowerze. Raz nauczone się nie zapomina.

Nasz trening miał wpływ również na dwa następne dni (przynajmniej dla mnie). Hasanie po trawie za piłką opłaciłem w dniu następnym zakwasami. Nie chodzi nawet o to czy coś mnie bolało (bolało..) ale o to iż mięśnie odmawiały współpracy. Zabawne było wstawanie czy siadanie kiedy nogi nie zginają się mimo iż dostają rozkaz z mózgu by działać. Aczkolwiek po dniu było dużo lepiej a po dwóch już zupełnie dobrze.

Cóż, zgodnie z moimi przewidywaniami po treningu czułem się jak rozjechany. Niezgodnie z moimi przewidywaniami trwało to dwa dni.

Niedługo kolejny trening. Jak to mówią: "jak boli znaczy że żyjesz".
Tak więc będę pewny, że żyję.

14 kwietnia 2009

Ale o sooo choszi?

Miał być taki "normalny" post. O dzisiejszym dniu mym. Bo był dość zakręcony (dzień nie post). Ale nie będzie. Znaczy post będzie ale o czym innym.
Z góry zaznaczam, że jeśli kogoś urażę owym postem to nie zamierzenie.

Więc już mówię oo soo choszi. Otóż ostatnio z powodu psia mać jakiego nie wiem (faza księżyca, zarodniki z kosmosu czy co) kilka osób mi znanych i lubianych ma jakieś problemy w swoich związkach (uczuciowych znaczy).

Owszem są dorośli i w sumie to nie moja sprawa. Problem w tym, że nie rzadko znam obie osoby z danego związku i w takim razie jestem jako ich znajomy postawiony w sytuacji co by tu nie mówić owijając w bawełnę, gównianej.

Bo przepraszam czy urządzając imprezę, grilla, cokolwiek muszę wybrać jedną z osób? Jak będą obie to albo dojdzie do draki albo po prostu nie będą obie.
No i z przeproszeniem uj. Oczywiście trywializuję bo piszę o czymś w sumie mało istotnym jak impreza. Ale chodzi mi raczej o przykład. Bo nie cierpię dziwnych sytuacji gdy znasz obie strony danego związku i z oboma chcesz utrzymać kontakt a jest to trudne/ niemal nie wykonalne/ obrywasz rykoszetami.**

** niepotrzebne skreślić

Nie dziwiłbym się tym, że jakiś związek się rozpada. Ok bywa, ludzie są z sobą i się rozstają. Poznają nowych etc. To co mnie zarówno wkurzyło jak i osłabiło zupełnie iż spotkało to osoby które nigdy bym nie posądził o to iż się rozstaną. Prędzej mnie by to spotkało (tfu tfu...). Tak więc jako że przypadków mam w okolicy już więcej niż 2 to chwilowo nic mnie już nie zdziwi.

Jedyne co, że nie nastraja to do życia pozytywnie. Jedyne co pozostaje mieć nadzieję, że przyjdzie inny wiatr i się pozmienia. Tym razem na lepsze.
Trzymam za nich (za kogo to ja już wiem) kciuki i wszystkie palce jakie mam.

8 kwietnia 2009

Nie lubię....

... ludzi żujących gumę z otwartymi ustami
... odpowiadania pytaniem na pytanie
... kompotu z suszu
... łańcuszków internetowych
... pisania przez dzieciaki postów w języku "p0LskyM"
... temperatury poniżej 10 i powyżej 34 stopni na dworzu
... Kinder Bueno
... reklam
... telefonów od klientów odnośnie pisma którego nawet nie przeczytali
... Amerykanów
... Holendrów
... Rosjan
... pączków z cukrem pudrem zamiast lukru
... skarpetek uciskających nogę
... ratlerków
... "kotletów" sojowych
... oczekiwania na kolejny tom "Gry o Tron
... prasować
... dubbingu w filmach fabularnych
... głupich postów o niczym, takich jak ten.

5 kwietnia 2009

Home Alone

Przez miniony tydzień byłem sam w domu. Kochanie wyjechało na wycieczkę do Paryża. Ja zaś mogłem się szarogęsić.

Tyle, że to było fajne przez może pierwszy dzień. Potem czułem się dziwnie, przyzwyczaiłem się do wspólnych porannych śniadań, do spędzania czasu razem. Po prostu do tego, że nie mieszkam sam.

Dodatkowo jak się samemu siedzi to się nudne robi. Nikt nie zapyta w co grasz na komputerze, co czytasz. Nie zaproponuje oglądania filmu, czy wyjścia razem na miasto.

Tak więc moje Home Alone skończyło się tym, że właściwie codziennie kombinowałem jak tu nie być sam :)
Albo sesja u Fretek albo siedzenie u siostry (lody + film :D), jak widać nie jestem typem samotnika. Może dlatego, że większość ludzi jak gada sama do siebie to może pogadać z kimś inteligentnym. Ja za to muszę się męczyć z małym, złośliwym osobnikiem który mnie wkurza po piętnastu minutach ;)

23 marca 2009

Go Swans Go (cześć 2)

Zgodnie z rozmową dwa posty wcześniej udało mi się skończyć malowanie drużyny do Blood Bowla :) Wiem, że w sumie to już było ale co by nie być gołosłownym wrzucam zdjęcia skończonej drużyny.

Łabędzie na boisku


Cała Drużyna


Poniżej moje ulubione modele (głównie dzięki pozie nie mojemu malowaniu:P)

Panie od łapania piłki


Pani Blitzer


Pani Blitzer nr.2



Ps. Gwoli ciekawoski, moje miejsce do malowania wygląda tak:

16 marca 2009

List z przyszłości

Zamówiłem już jakiś czas temu kolekcję filmów Dream Works, taka co to w kiosku jest do kupienia. Shreck, Shreck 2 itd. Co miesiąc przychodzi do mnie list z dwoma filmami.
Za każdym razem oczywiście w skrzynce zastawałem awizo. Nie dziwiłem się zbytnio bo listonosz chodził w godzinach ok. 14:00 kiedy ja jestem oczywiście w pracy. A na narzeczoną też akurat nie trafiał.

Ale ostatnio okazało się, że nasz wspaniały urząd pocztowy zatrudnia ludzi podróżujących w czasie.
Dnia 09 marca otrzymałem awizo. Niby listonosz był i nikogo nie zastał. (Pomijam fakt iż tego tygodnie moje Słońce było chore i w domu siedziało 24 na dobre…)
Tak się akurat złożyło, że owy list mogłem odebrać dopiero w sobotę, czyli 14 marca.
Pani w okienku podejrzliwie patrzyła na list gdy mi go podawała. Po chwili zrozumiałem czemu. Otóż na liście była pieczątka:
„Awizowano powtórnie 16-03-2009”.
Czyli mój urząd pocztowy nie dostarczył mi tej paczki do 16-03-2009 (tak wnioskuje z pieczątki). Po czym przesłał ją w przeszłość bym mógł odebrać paczkę 14-stego.

Teraz oczekuję, że dziś w skrzynce będzie awizo powtórne po odbiór paczki. Inaczej oznacza to załamanie kontinuum czasu!

PS. Jako, że jest to notka z przyszłości to informuję iż awizo doszło. Jest oczywiście datowane na 16.03.2009 i informuje mnie iż mogę odebrać paczkę, która jest już od dwóch dni u mnie w domu. Kontinuum zachowane :)

9 marca 2009

Go Swans Go

W ramach poprawy samopoczucia postanowiłem skończyć malowanie figurek, które już dość długo stoją i czekają na koniec.

Skleiłem nieco Orków do Warhammera 40k ale wybór na malowanie padł na drużynę do Blood Bowla.

Nie mając początkowo pomysłu na kolorystykę przejrzałem kolory autentycznych drużyn. Wybór padł na Miami Doplhins czyli ogólnie kolorystykę niebieską.
Na ten moment skończone są trzy zawodniczki, reszta wymaga dokończenia szczegółów (oczy, usta etc), oraz wszystkie wymagają dokończenia podstawek.
Oto jak mi wyszło:



6 marca 2009

Lekarze to marudy

Tak się złożyło, że musiałem zamówić lekarza do domu (takie tam 39 stopni mimo zbijania lekami i inne rozrywki).
Po wykonaniu sporej ilości telefonów dowiedziałem się że dla lekarzy Wola to za daleko (bo mieszkają na przedmieściach) i jechać im się nie chce/ nie mogą.
Tak czy inaczej w końcu udało mi się dodzwonić do jakiejś kliniki na Pradze (znalezione w Goglach oczywiście). Pan przyjął zamówienie, po chwili oddzwonił i powiedział, że owszem lekarz przyjedzie ale za godzinę (czyli ok. 21:00). No i nie za darmo. Wyszło jedyne 270 zł. Cóż pal licho, zdrowie ważniejsze, nie o to mi chodzi. Raczej o fakt iż lekarze często marudzą na zarobki. Cóż może ja się nie znam i nie umiem liczyć. Przyjmując, że nawet 2/3 kasy szło by dla kliniki w której pracuje lekarz to wychodzi 90 zł. Co prawda wizyta w ciągu dnia jest tańsza ale nadal 3-4 wizyty dziennie daje całkiem niezłe pieniądze za jeden dzień.
Cóż niestety w naszym pięknym kraju jest tak iż narzeka każdy (co niniejszym czynię i ja). Każdy też patrzy na to, że lepiej mają inni zamiast samemu się wziąć do roboty (co niniejszym czynię i ja).

Ale w końcu też jestem polakiem prawda? (Ja też mam prawo narzekać!).

PS> Dodatkowo jako prawdziwy polak powinienem nienawidzić Żydów i wiewiórek.

PS2>Pan doktor który był wyglądał wypis wymaluj jak Doktor Watson. :)

3 marca 2009

Staroci Czar

Kilka dni temu przeglądając płyty z grami z CD Action zainstalowałem sobie Freeciv. Czyli darmową, spolszoną i mocno oldskullową wersje Cywilizacji.

Dla nie znających w skrócie, kierujemy własną cywilizacją, budujemy miasta, tworzymy drogi, farmy, irrygacje, pilnujemy by ludzie się nie buntowali, toczymy wojny i rozwijamy naszą cywilizację. Taki symulator historii.

Mimo iż gra graficznie jest mocno przestarzała, grafika jednostek to zbitki pikseli a animacja świata jest zerowa. Jednak mimo braku piksel-shaderów, wysokiej rozdzielczości gra wciąga. Brak w niej muzyki a dzwięków jest kilka (w tym wkurzający dzwięk lecącego helikoptera). Jednak własnie mimo całej tej surowości nie mogłem się od niej oderwać. To nadal stara dobra Cywilizacja. Gra wybitnie posiada syndrom „jeszcze jedna runda”. Tak więc zamiast robić coś konstruktywnego przez dwa wieczory dominowałem świat dowodząc cywilizacją Asyryjczyków. Aczkolwiek lepiej mi poszło niż orginałowi w 1942 posiadałem helikoptery bojowe a kolej i piechote morską w 1600. Cywilizacja z którą toczyłem wojny skapitulowała wreszcie po oberwaniu w cztery najważniejsze miasta atomówkami. Wiwat Asyria.



PS. Co ciekawe w grze ustrój Demokracji i Republiki jest mocno upierdliwy, rząd co chwila przeszkadza i nie pozwala ci sensownie prowadzić wojny. Wyjątkowo korzystnie wypada komunizm, ale koniec końców w rok 2040, koniec gry i skolonizowanie kosmosu cywilizacja Asyrii weszła posiadając ustrój Monarchi.

28 lutego 2009

Kulturwa

Jakiś czas temu w naszej wspaniałej firmie panował pomór pracowników (szalało zapalenie oskrzeli i płuc).
W związku z tym zdarzyło się iż cała nasza infolinia wylądowała na chorobowym. Nasz dział obsługi został wyznaczony jako zastępujący infolinię, każdy z nas miał jeden dzień na „bycie” infolinią.

Wnioski z tego dnia mam różne, ale główny jaki mi się nasuwa to jeden. Wielu ludzi przez telefon uważa iż chamstwem można więcej zdziałać niż uprzejmością. Rozumiem iż ludzie są odważniejsi jak rozmawiają przez telefon niż w trakcie rozmowy w cztery oczy.

Nie wiem czemu ludzie uważają, że krzykiem na pewno osiągną więcej niż normalnie po ludzku o coś spytać.
Przecież jeśli odpowiednio głośno wyartykułują swoją prośbę to na pewno ją rozmówca spełni, niezależnie od tego jak bzdurna to prośba. Do tego spora cześć osób dzwoniących ma nastawienie „bo tak, bo ja tak chcę”.
Zgodzę się, że czasem o swoje trzeba się wykłócić. Ale nadal można to zrobić w sposób cywilizowany. Jednak niektórzy przeginają, standardem (niestety) są telefony ludzi którzy otrzymali pismo i zamiast je przeczytać dzwonią o co chodzi. Nie chodzi o to że nie zrozumieli owe pisma, nawet do niego nie zajrzeli (poza pierwszym zdaniem i wyszukaniem numeru telefonu). Odbierałem już telefony (lub byłem ich świadkiem) gdy klient dzwoni oburzony:

Klient - Wy jesteście złodzieje i bandyty. Przysłaliście mi tu pismo, że mam płacić więcej, ja się nie zgadzam.
Pracownik – Czy mógłbym prosić o numer pana umowy? Sprawdzę o co chodzi.
K – Nie wiem nie mam. … Gdzie to ja te kartki położyłem. Zaraz gdzieś tu jest, tu nie…. Tu nie…. Tu nie… Numer 123.
P – Otrzymał Pan pismo o tym iż ma Pan zmniejszoną składkę i będzie płacił mniej.
K – Jak to mniej? Ja się nie zgadzam.
P – Nie zgadza się Pan z tym by płacić mniej? Czytał Pan pismo?
K – Nie.
P - ………….

Itd. Itd. Nieco przejaskrawiam, ale tylko nieco i co do niektórych przypadków nie przejaskrawiam.
Niestety w naszej pięknej Polandii panuje przekonanie, że nie wszystko da się wymusić krzykiem oraz że czytanie boli. Takie przynajmniej odnoszę wrażenie. Oczywiście jestem przekonany, że nie wszyscy klienci banków/ ubezpieczeń/ urzędów i innych firm to krzykacze i natręci. Ale niestety ci co przeczytali pismo niestety rzadko dzwonią.

Tak więc tym bardziej podziwiam osoby które na co dzień pracują na infolinii dowolnego rodzaju i muszą odbierać telefony ludzi którzy zamiast przeczytać pismo i pomyśleć zanim zadadzą pytanie dzwonią i zaczynają rozmowę od krzyku.

Po prostu Kulturwa.

26 lutego 2009

Jo sem Gnom.

Jestem Gnomem, na razie niewielkim ale zawsze.
Ok. już tłumacze co ja za bzdury gadam.

Otóż Gnomem został nazwany jeden kolega przez drugiego z racji takiej, iż jest kolekcjonerem figurek. Z gatunku tych, co mają ich coś około pół regału (lub właściwie więcej). Tak więc jak wiadomo Gnom robi to co robi najlepiej. Zbiera, chomikuje i układa ładnie na półeczce. A im bardziej to co zbiera jest nie potrzebne mu w domu tym lepiej.
Otóż, choć do niektórych mi daleko, to jednak moje zbieractwo jest dość silne. Nie mam regału książek, ale w szafkach, w których owe stoją już się nie mieszczą. To samo mam z grami karcianymi. Figurki zajmują sporą część regału i witryny w salonie. Na przeznaczonych na nie półkach (dość dużych) zarówno filmy na DVD, gry komputerowe i muzyka powoli zjadają każdą wolną przestrzeń grożąc zapełnieniem całego wolnego miejsca.
Ah, zapomniałbym o komiksach (dwie półki w salonie, szafka w jednym pokoju i pawlacz w przedpokoju). Oraz o kolekcji kubków i rosnącej kolekcji gier planszowych.
Oczywiście moje kochanie (czyt. Narzeczona) też jest Gnomem, w końcu jej wkład w nasza kolekcję książek, komiksów i filmów jest dość pokaźny. A kolekcja muzyki niemal całkowicie jest przez nią uzbierana.

Tak, więc właściwie nie jestem, ale jesteśmy Gnomami.
Z wszystkich mi znanych osób chyba większość coś zbiera. Czy to książki o Japonii, czy książki historyczne, filmy, figurki, porcelanowe słoniki czy muszelki. Cokolwiek.

Tak naprawdę większość kolekcji (czegokolwiek) nie jest potrzebna zbierającym do egzystencji. W końcu film DVD można wypożyczyć czy obejrzeć w kinie. Po co go trzymać na półce by się kurzył. Książka to samo, można wypożyczyć, przeczytać i tyle. Figurki, czy to do gry czy porcelanowe durnostójki nie są niezbędne do życia. W niemal każdą grę komputerową zagra się raz, może dwa i tyle. Stoi i ładnie wygląda.
Ale jednak w ludziach siedzi coś takiego, że każdy lubi mieć. Zbierać, chomikować, chwalić się swoją kolekcją. Co jakiś czas przejrzeć posiadane przedmioty. Zetrzeć z nich kurz, policzyć, poustawiać. Wziąć do ręki książkę, przeczytać fragment i odłożyć. No i oczywiście regularnie kupować nowe fanty do kolekcji.

Znam niewielką liczbę osób, które oparły się zbieractwu. W domu nie mają kolekcji książek, najwyżej kilka słowników. Nie maja gier komputerowych, bo w nie nie grają. Nie zbierają porcelanowych słoników, znaczków, puszek, czegokolwiek.
Przyznam ze smutkiem, że dla mnie Gnoma taki pokój czy mieszkanie wygląda niesamowicie pusto, smutno i sterylnie.

Tak więc czy i ty jesteś Gnomem?

4 lutego 2009

Niewypowiedziane Zuo…

Ostatnimi czasy los zaprowadził mnie dwukrotnie do miejskich urzędów naszego pięknego miasta. Za pierwszym razem chciałem dokonać zmiany meldunku i zmienić dowód. Za drugim razem będąc w urzędzie razem z narzeczoną chcieliśmy złożyć dokumenty o ślub.


Przyzwyczajony wczesnymi laty do tego, iż każdy urząd miejski to zuo byłem przygotowany na najgorsze. Na długie czekanie, na panie, co to nie wiedzą nawet gdzie pracują. Na ogólny bałagan i stan błogiej nieświadomości. Takie oto przekonania to pokłosie moich wcześniejszych wycieczek do urzędów (np. by wyrobić dowód).

Idąc do Urzędu dzielnicy Wola byłem mocno zaskoczony. Był w nim tłum petentów. Rozejrzałem się chwile i nie wiedząc co czynić pełen obaw podszedłem do informacji. Ku memu kolejnemu zaskoczeniu otrzymałem pełną informacje na moje pytanie, co mam zrobić. Do tego dostarczono mi wszystkie potrzebne druki i instrukcję co mam potem zrobić (który numerek, który pokój etc). Cała reszta przebiegła sprawnie i ekspresowo. Po zrobieniu tego samego dnia zdjęć do dowodu znów cała papierkologia z dowodem przebiegła szybko. Co prawda czekałem dość długo (ok. 30 minut) na wolny pokój, ale nie z winy Pań obsługujących a z winy pewnego Pana, który awanturował się niepomiernie sam nie wiedząc o co (łącznie z wyzwiskami i wzywaniem kierownika)*.



Czas jakiś później udaliśmy się jak zaznaczyłem we wstępie do urzędu w sprawach ślubnych. Mieliśmy wykaz dokumentów, jakie potrzebujemy. Postanowiliśmy jednak najpierw upewnić się czy możemy już zarezerwować termin nastawiając się na to, iż będziemy musieli odstać swoje ponownie jak uzyskamy w innych okienkach wymagane dokumenty. Znów byłem w szoku. Raz, że po dokumenty dodatkowe nie musieliśmy stać a Pan sam sobie wydrukował z bazy dwa, że znów pokierowano nas jak baranki tak, że nie sposób było się pomylić.**



Może to zabrzmi banalnie, ale odwiedzając urzędy byłem zadowolony z tego, na co idą moje pieniądze z podatków. Jeśli we wszystkich instytucjach państwowych poziom obsługi był taki sam to wszystko by działało jak w szwajcarskim zegarku.



* - Podziwiam cierpliwość Pań z urzędu, ja na ich miejscu bym owemu panu przegryzł tętnice i zakopał w najbliższym lesie.

** - Co prawda prawie się pomyliłem w własnym nazwisku, raczej jednak z powodu zdenerwowania okołoślubnego niż złej obsługi

1 lutego 2009

Wyginam nieśmiało ciało…

Byliśmy dopiero co na Madagaskarze 2. Wedle relacji znajomych miał być całkiem fajny i zabawny. Niestety nie do końca tak było. O ile początek filmu (pierwsze 10 minut) było naprawdę zabawne, głównie za sprawą pingwinów. Potem niestety było gorzej. Zabawne gagi były nieliczne, reszta to albo nudne momenty kiedy nic się nie działo, albo umoralniające wstawki o rodzinie i przyjaźni ociekające cukrem. Film w porównani u do części pierwszej dużo bardziej jest skierowany do dzieci. Widać to wyraźnie w dialogach i gagach.

Fabuła na dodatek też filmu nie ratuje. Jest banalniejsza niż z pierwszej części, chyba nie zdradzę tajemnicy iż nasze znajome zwierzaki rozbijają się w Afryce i przypadkiem akurat w rezerwacie w którym są rodzice Alexa (czyli lwa). Bo przeca Afryka jest małym kontynentem i gdzie indziej mogli spaść.

Połowa intryg w filmie jest jawnie zerżnięta z Króla Lwa. Do tego obecność Mrocznej Moherowej Babci z części 1 i filmiku świątecznego jest niemal na siłę a jej postać jest tu przejaskrawiona do granic. Scena walki jej z lwem jest chyba jedną z najgłupszych sceną walki jaką widziałem w filmach.

Jedyne co w filmie jest nadal dobre to animacje i pingwiny. Tyle że do dobrych efektów i animacji jesteśmy już przyzwyczajeni i ten poziom nie jest niczym niezwykłym. A pingwinów w filmie było za mało.



Oceniając ogólnie to film który jakbym obejrzał w domu na telewizorze to czułbym że może być. Jak na wyjście do kina, czas i pieniądze to niestety nie była to dobra inwestycja.