Co prawda czasem dopadnie mnie moja własna głupota (patrz notka wcześniej), ale dziś stwierdziłem, że całkiem niezły ze mnie wielofunkcyjny robot kuchenny. Jednocześnie gotowałem kapustę, smażyłem boczek z cebulą do niej na patelni obok, budyń (bo Misiek nie lubi galaretki a lubi budyń) i robiłem galaretkę (bo lubię budyń ale wolę galaretkę). :)
W trakcie też zastanawiałem się nad kilkoma rzeczami, min. czy nie wykipi mi mleko, jak złożyć talię do karcianego Cthulhu, z czego skonwertować pojazdy do moich orków do Warhammera 40k, kiedy przyjdzie paczka z anglii, czy nie wykipi mi mleko, gdzie ja położyłem tą przeklętą galaretkę, czemu ten olej tak strzela, kto wygra w Usa, czy nie wykipi mi mleko i czemu pewnie tak, akurat jak będę mieszał galaretkę...
Może procesor mam niewielki ale wielowątkowy.
PS. Budyń dobry ale wyglądał jak kupa :P
PS2. Przepis na kapustę jest prosty:
- Czerwona kapusta szt 1 (nie jakaś gigantyczna)
- Jedna spora cebula
- ok 0,4-0,5 kg boczku wędzonego
- olej, ocet, ziele angielskie, liść laurowy, sól i pieprz wedle smaku
Kapustę szatkujemy. Zalewamy tak mniej więcej do połowy wodą, wrzucamy liście laurowe i ziele angielskie i gotujemy aż zmięknie kapusta.
W między czasie smażymy na ok dwóch łyżkach oleju pokrojony boczek. Jak się boczuś podsmaży dodajemy cebulę i trzymamy aż się porządnie zeszkli.
Jak kapusta zmięknie odlewamy z niej wodę.
Dodajemy boczek z cebulą (razem z olejem na którym się smażyło). Do tego ok 2 łyżek octu, sól i pieprz do smaku (kapusta stanie się różowa jak dodamy octu, tak ma być).
Jeszcze chwilę gotujemy i już.
Ilość boczku można zwiększyć jak ktoś chce więcej mięsa. :)
9 komentarzy:
Kochany robot kuchenny:*
Kupa była dobra i co jakiś czas można mnie nią karmić. I rzadką kaszką manną.
I napiszę to co mówią w pracy na hasło jadę do domu i mam obiad(one robią):"Zazdroszczę. Gdzie takiego chłopa znalazłaś".
Nie chłopa a goblina sztuk raz. I za to kocham:*
Ps. robot ma też inne zastosowania;p
Często budyń wygląda jak biegunka, zwłaszcza czekoladowy :) Ja chyba wolę galaretkę, chociaż budyń na zimno to nie w kij dmuchał :D
Pamiętam jak na Chmielnej stałam sobie w kolejce po lody świderki z automatu. Jakiś malec z mamą czekali przede mną. Kiedy pani zakręciła loda maluch krzyknął "A Karolina zrobiła wczoraj podobnego do nocnika!" :D
ps.
Nurglitchowa się kłania :)
Jak to świetnie Marysia określiła na swoim blogu - ja też mam Goblina - tylko, że dwumetrowego. Więc poza tym, że więcej miejsca w łóżku zajmuje, to funkcje ma te same :D
I też mi go zazdroszczą ;)
Różnica jest taka iż Goblin 2.0 zwany O.G.R.E ma więcej funkcji pracy na wysokości, np. zmiany firanek. Za to wersja 1.0 czyli G.O.B.L.I.N jest łatwiej pakowna do samochodu :) I łatwiej jej włazić pod biurko np. kable od komputera sprawdzić :) Jak widać każda wersja ma swoje zalety (poza urokiem osobistym, humorem, dziesiątkami innych zalet no i skromnością!).
PS. Pozdrawiamy Madame Nurglitchową :)
A to już duża sztuka robić jedno a myśleć o czymś innym. Dobrze, że sobie kuku nie zrobiłeś.
Jedzenie nie służy do oglądania a do jedzenia :D Rozpuszczona czekolada też wygląda jak kupa, ale za to jak smakuje :D
Jeszcze trochę a zacznę się od Ciebie uczyć nie tego cholernego RPG o którym kila razy ci gnębiłam, a gotowania o.o'
Z RPGami to jak z gotowaniem. Potrzebne są:
- zapał
- nieco inwencji
- nieco doświadczenia
- sporo cierpliwości
- szybkie nogi jak się pali
:)
Cierpliwość odpada.
A tak poza tym, to żeś mi wytłumaczył jak cie nie wiem co xD"
Pozdrowienia i dzięki za notatki ;p
Model modelowi nie równy. Znam też P.I.O.T.R ale ten to nieudany egzemplarz. Chyba że dobry na treningi;p
Tak, jako worek Kianyś xD"
Prześlij komentarz