30 listopada 2008

Zmiany, zmiany, zmiany...

Od poniedziałku mam nową pracę.
A właściwie starą w nowym wydaniu. Dokładnie to tak iż pracuję tak samo w nowym miejscu, na razie jeszcze w starej spółce (ale to już nie długo).
Nowe miejsce jest niedaleko Blue City (stare było przy Arkadii). Mimo iż na mapie to w sumie bliżej to uwzględniając korki wychodzi czasowo tak samo (no tak mi się zdaje, jutro przetestujemy).

Do tego nowe miejsce oznacza jakże lubiany przez niektórych (zwanych planistami czy prezesami) Open Space. Dla pracownika to różnie z tym bywa. Czasem jest dobrze, czasem beznadziejnie a czasem beznadziejnie dobrze. Znów zobaczymy w praniu.

Do zmian zalicza się też to iż nadchodząca gwiazdka i wigilia będzie pierwszą którą raczej na pewno spędzę z rodziną mojej narzeczonej. I znów, mogę sobie gdybać co i jak będzie. Wyjdzie w praniu.

Kolejna zmiana, drugi (czyt. nowy) komputer. Niby nic a jednak, wreszcie część rzeczy która nie chodzi ruszy na nowym sprzęcie (innego wyboru nie ma). Większy monitor to lepsze oglądanie filmów :)

Jak już tak mam dużo zmian to może się przefarbować na niebiesko? Albo zrobić irokeza ;P
Eeee nie, co za dużo zmian to nie zdrowo. Na razie muszę przeżyć powyższe.

24 listopada 2008

Polak na chorobowym...

Jak to z znajomym Adamem stwierdziliśmy: "coś to nasze pokolenie jakieś kruche".

Coś w tym jest. Jedni narzekają na serce, inni na oczy. Znajomy właśnie non stop łapie grypy itp, a mnie ostatnio zepsuła się szyja.
A dokładnie mięsień taki co to w szyi siedzi co się z kręgosłupem i głową (moją) łączy. Znaczy dokładnie to się skręcił. A dokładnie to przez siedzenie przed krzywo postawionym monitorem w pracy przez te bite 8 godz. dziennie się nadwerężył i nap... znacz boli.

Początkowo myślałem ze ot mnie głowa boli, źle spałem albo co. Ale jak trwało to przez dni 5 to co za dużo to nie zdrowo.

Od Pani doctor dostałem maści różne i proszki. Maści jak maści się smaruje, jedynie jedna jest nieco kłopotliwa bo ma... intensywny zapach (przez duże "I"). Mi w sumie nie przeszkadza ..bardzo. Ale moja Misiek sympatią go nie darzy.

Wracając do głównego tematu, to nie wiem czy moje pokolenie jest jakoś bardziej chorowite. Ale rok w rok na komisjach w WKU dziesiątki młodych chłopaków przedstawiają dokumenty na to iż ledwo chodzą i żyją (i przez co do wojska się nie nadają). Wiadomo, że N z nich to ściema. Ale część nie.

Polacy lubią się leczyć, lubią wymieniać co komu jest. Jak nas coś boli (nieraz tylko trochę) chętnie lecimy od razu do lekarza.

Do tego wszechobecne reklamy lekarstw, weź to, weź tamto na pewno ci będzie lepiej.
Nie ma to jak reklama lekarstwa urologicznego przy śniadaniu. Mam wrażenie, że poza narzekaniem to Polacy są zbiorowo hipochondrykami i lekomanami. W apteczkach w niektórych domach to jest więcej lekarstw niż rzeczy w lodówce.

Dobiła mnie już reklama radiowa o dzieciach niejadkach (pomijam sam fakt zmuszania do jedzenia). Przecież zamiast pomyśleć i dziecko zachęcić do jedzenia lepiej dać mu Apetizer (czy jakoś tak to się nazywało).

Powinni wynaleźć Mózgomax i wprowadzić obowiązek brania co dziennie.

Tylko jakby ludzie zaczęli myśleć to straciłyby na tym wszelkie Tańce na Lodzie, Jak Oni Śpiewają i inne tego rodzaju bzdury....

Ale cóż pomarzyć fajna rzecz. A teraz odebrałem rentgen, może Pani Doctor coś fajnego mi zdiagnozuje. A co ja też jestem Polakiem i chce pojęczeć.

4 listopada 2008

Wielofunkcyjny Robot Kuchenny (i nie tylko)G.O.B.L.I.N

Co prawda czasem dopadnie mnie moja własna głupota (patrz notka wcześniej), ale dziś stwierdziłem, że całkiem niezły ze mnie wielofunkcyjny robot kuchenny. Jednocześnie gotowałem kapustę, smażyłem boczek z cebulą do niej na patelni obok, budyń (bo Misiek nie lubi galaretki a lubi budyń) i robiłem galaretkę (bo lubię budyń ale wolę galaretkę). :)

W trakcie też zastanawiałem się nad kilkoma rzeczami, min. czy nie wykipi mi mleko, jak złożyć talię do karcianego Cthulhu, z czego skonwertować pojazdy do moich orków do Warhammera 40k, kiedy przyjdzie paczka z anglii, czy nie wykipi mi mleko, gdzie ja położyłem tą przeklętą galaretkę, czemu ten olej tak strzela, kto wygra w Usa, czy nie wykipi mi mleko i czemu pewnie tak, akurat jak będę mieszał galaretkę...

Może procesor mam niewielki ale wielowątkowy.

PS. Budyń dobry ale wyglądał jak kupa :P

PS2. Przepis na kapustę jest prosty:
- Czerwona kapusta szt 1 (nie jakaś gigantyczna)
- Jedna spora cebula
- ok 0,4-0,5 kg boczku wędzonego
- olej, ocet, ziele angielskie, liść laurowy, sól i pieprz wedle smaku

Kapustę szatkujemy. Zalewamy tak mniej więcej do połowy wodą, wrzucamy liście laurowe i ziele angielskie i gotujemy aż zmięknie kapusta.
W między czasie smażymy na ok dwóch łyżkach oleju pokrojony boczek. Jak się boczuś podsmaży dodajemy cebulę i trzymamy aż się porządnie zeszkli.
Jak kapusta zmięknie odlewamy z niej wodę.
Dodajemy boczek z cebulą (razem z olejem na którym się smażyło). Do tego ok 2 łyżek octu, sól i pieprz do smaku (kapusta stanie się różowa jak dodamy octu, tak ma być).
Jeszcze chwilę gotujemy i już.

Ilość boczku można zwiększyć jak ktoś chce więcej mięsa. :)